Coś znowu się opuszczam w pisaniu tego bloga, ale ostatnio całkowicie nie miałam czasu na siedzenie przed kompem. Bo robótkować to nawet coś robiłam, ale z prowadzeniem blogów było krucho. W międzyczasie obie tworzone przeze mnie chusty nieco urosły:
W tej chwili prawdę powiedziawszy, to obie są jeszcze trochę większe. Tej zielonej zostało mi wręcz jakieś 10 rzędów. Ale co ja z tą liściastą chustą miałam, to jakaś masakra. Najpierw wydawało mi się, że zrobiłam za dużo tego gładkiego i po zrobieniu chyba z 4 rzędów brzegu przełożyłam wszystko na nitkę pomocniczą (nie przerabiając porządnie lewej strony, bo zakładałam, że i tak będę pruć) i postanowiłam przymierzyć (zdjęcie pochodzi właśnie z tego momentu). Okazało się, że jednak nie miałam racji i powinnam była spokojnie kontynuować wzór. No, niby się nic nie stało, bo nitka pomocnicza była, ale nakładania tego ponownie na drut nie było szczególnie przyjemne... Potem robiłam sobie wzór spokojnie, nie licząc ostatnich prawych motywów, no bo po co... Tak... Efekt był taki, że prułam chyba z 4 rzędy, bo pomyliłam się i zorientowałam się dopiero sporo później... A potem jeszcze źle nabrałam oczka... Eh... szkoda słów. Teraz w każdym razie liczę już wszystko, dzięki czemu najpóźniej w następnym rzędzie wykrywam pomyłkę. Skuteczne to jest, nie powiem, ale dość męczące. Cieszę się, że już nie dużo rzędów do końca zostało i pewnie tylko dzięki temu skończę tę chustę... a przynajmniej mam nadzieję, że skończę.
3 komentarze:
Fajne! a bez prucia się nie liczy....Pozdrawiam:)
No, to moje obie zaliczone. W drugiej też prułam, tylko mniej :P
chusty fajne ale z wykonczeniem dopiero beda mialy urok...pozdrawiam ania
Prześlij komentarz