Oj, strasznie dawno nic nie pisałam. Jakoś ostatnio czas mi przelatuje przez palce, szczególnie w kontekście robótek i tego bloga, bo blog czytelniczy ma się całkiem dobrze...
Już dawno temu skończyłam chustę o której pisałam poprzednio, początkowo nie zamieściłam zdjęć z napinania, bo chciałam wziąć udział w konkursie na Marancie. Do tego jednak przydało by się zdjęcie na ludziu i pomysł spełzł na niczym, bo jakoś na sesję się nie złożyło... A zdjęcia płaskich nadal się same nie chcą skadrować, więc ich także nie ma...
Właściwie od 21 sierpnia (kiedy to skończyłam tę chustę) robótki praktycznie nie miałam w ręku, pomijając 27 września, kiedy to wszyłam nitki w pomarańczowym swetrze, dnia następnego kupiłam nawet guziki, ale już na ich przyszycie energii mi nie starczyło... może w ten weekend wreszcie mi się uda? A może nie? Nie wiem...
Wogóle jakoś ostatnio robótki mnie nie lubią. Na początku października chciałam iść na spotkanie szarotkowe w ramach przełamania złej passy, ale zamiast na spotkaniu wylądowałam u dentysty! W czasie śniadania złamała mi się tylna ściana zęba i musiałam szukać w niedzielę dentysty... po prostu sama przyjemność...
No to tyle marudzenia. Pora przejść do części drugiej wpisu, czyli candy.
Zapisałam się na candy maszynowe, do wygrania: szycia Brother LS 2125
A także czesankowe:
Może szczęście się do mnie uśmiechnie?
Zapraszam na nową odsłonę Stanikomanii!
5 lat temu
2 komentarze:
Czasami sa takie dni,że wszystko jakoś nie trybi i nic się nie składa.Ja w zeszły piatek wylałam na siebie puszkę lakieru ...... Ciekawa jestem wyglądu wyszywnych koni.
serdecznie pozdrawiam
Ela
No niestety czasami są takie dni...
Ja też jestem ciekawa, ale od ostatniego o nich wpisu leżą bidulki same i nikt ich nie chce skończyć ;)
Pozdrawiam
Prześlij komentarz